Kim był niedoszły królobójca?
|
Zamach Piekarskiego na Zygmunta III Wazę |
Otóż Michał Piekarski przyszedł na świat w zamożnej rodzinie szlacheckiej z ziemi sandomierskiej. Urodził się we wsi Wodniki natomiast wychował w rodzinnej posiadłości Bieńkowice. Bardzo szybko został sierotą i trafił pod opiekę swoich szwagrów zwłaszcza Jana Płazy, który był wielkorządcą krakowskim. We wczesnych latach młodości Piekarski doznał urazu głowy, który to w późniejszym czasie miał stać się przyczyną jego zaburzeń psychicznych. Zaburzenia te natomiast przejawiały się w jego działaniu i zachowaniu. Stał się osobą nieobliczalną, nadpobudliwą i miewał rozdwojenie osobowości. Był na tyle nieobliczalny, iż zabił na Wawelu kucharza, zaś kilka innych osób ranił. Wszystko to sprawiło, iż szwagrom, którzy starali się o kuratele nad małoletnim jeszcze Piekarskim, było znacznie łatwiej uzyskać tę formę opieki, nie tyle nad nim samym, co nad jego dobrami, o które głównie się rozeszło. Piekarski wchodząc w dorosłe życie zapewne nie raz domagał się zwrotu swoich ziem, a za ich utratę obwiniał króla, w którego gestii leżało wydawanie kurateli nad szlachtą. Ponieważ jego przypadłość stawała się coraz niebezpieczniejsza dla szlachty, ale i dla króla, Zygmunt Waza dokonywał zmiany opiekunów, tak, iż w felernym roku 1620, za Piekarskiego było odpowiedzialnych 5 osób.
Przyczyny zamachu
|
Zygmunt III Waza, obraz Marcina Kobera |
Wydaje się, iż główną przyczyną zamachu była choroba psychiczna i źle ukierunkowany gniew Piekarskiego. Nic bardziej mylnego. Gdyby tylko tak spoglądać na tę sprawę, byłby to proces spłycający sens całego wydarzenia. Istotnie choroba psychiczna była jednym z determinantów zamachu, ale czy głównym? Przyczyn zamachu można doszukiwać się w uwarunkowaniach zarówno psychicznych samego sprawcy, ale także w warunkach społecznych. Zacznijmy może od tego co już wiemy.
Michał Piekarski chorował psychicznie, na bliżej nieokreśloną schizofrenie paranoidalną, spowodowaną urazem głowy z dzieciństwa. Objawiała się ona na wiele sposobów. Przede wszystkim w jego nadpobudliwości, nieobliczalności, agresywności i w skłonności do przemocy (w czym nie różnił się zbytnio od swojej szlacheckiej braci, z tym wyjątkiem, iż nie robił tego pod wpływem alkoholu). Piekarski miał również widzenia anioła, który, jak domniemał, nakazał mu zabić króla Zygmunta III. Kim był ów anioł, i jaka jest jego geneza? Łatwo się domyślić. Piekarski ubzdurał sobie, że król ponosi winę za utratę przez niego majątku i powziął przez to myśl zemsty. Czy było to słuszne? Oczywiście nie. Wyrok w sprawie przyznania kurateli wydawała specjalna komisja, natomiast król tylko sygnował owe wyroki. Na koniec należy zwrócić uwagę na wyznanie Michała Piekarskiego i skończyć z błędnym mitem ukazującym go jako kalwinistę. Był jak najbardziej wyznania katolickiego, pielgrzymował do Częstochowy w celach pokutnych, odprawiał post (w intencji zamachu), modli się także w kościele katolickim.
Piekarskiemu nie brakowało również powodów wywodzących się z przyczyn społecznych, zwłaszcza ze środowiska, z którego się wywodził. Większość czasu spędzał w Krakowie i w Małopolsce, czyli kolebce nastrojów antyzygmuntowskich. Stało się tak z wielu przyczyn. Przede wszystkim dlatego, iż zbliżał się konflikt z Turcją, a więc bezpośrednie zagrożenie dla Małopolski, która i tak została już spustoszona przez powracający spod Wiednia oddział Lisowszczyków. Królowi nieprzychylny był kler, za liberalne podejście do innowierców, jak również szlachta niezadowolona polityką zagraniczną. Na domiar złego upadał autorytet królewski, zaś czarę goryczy przelała klęska wojsk polskich pod Cecorą. Wszystko to złożyło się na zamiar i przełożyło na czyn, Piekarskiego. Był on wynikiem zarówno wewnętrznej dramaturgii Michała, jak i społecznego niezadowolenia z rządów królewskich.
Przygotowanie do zamachu
Ponieważ zamach nie był tylko okazją chwili, jak wynika z wielu przekazów źródłowych, został on dokładnie zaplanowany i zrealizowany przez Michała Piekarskiego. Jego niewydolność psychiczna z całą pewnością przyczyniła się do tego, iż jego zamiary nie zostały urzeczywistnione w takim stopniu, jak sobie tego życzył. Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie Piekarski powziął myśl zabicia króla. Wiele wskazuje, iż stało się tak, po wydarzeniach francuskich, z 1610 roku, kiedy to w zamachu zginął Henryk IV Burbon. Wiadomo, iż na sejmie w 1613 roku, Michał Piekarski „wziął znać rankor” na królu. Jeździł zatem po całej Polsce za Zygmuntem III, niczym Gerwazy za Jackiem Soplicom i próbował dokonać samosądu. Wiadomo także, iż przez sześć lat pościł w intencji udanego zamachu. Różne perypetie sprawiły, że dopiero w 1620 roku prawie udało mu się zrealizować życiowe posłannictwo, o którym był przekonany.
Zamach
|
Bazylika archikatedralna św. Jana Chrzciciela |
Właśnie wówczas, pod wpływem klęski z wojskami tureckimi, został zwołany do Warszawy sejm, na który Michał Piekarski wybrał się wraz z Erazmem Domaszewskim, jednym ze swoich opiekunów. Rozpoczął przygotowania do zamachu od postu w piątek i sobotę, by być przygotowanym na to, co miało wydarzyć się w niedzielę 15 listopada. Ponieważ nie raz uczestniczył w obradach sejmowych, znał ich przebieg z pewnością lepiej, niż my obecnie. Za najbardziej dogodny moment wybrał procesję królewską na nabożeństwo na rozpoczęcie obrad sejmu. W tym celu ukrył się za drzwiami bocznymi, od strony ulicy Dziekanii, w obecnej archikatedrze św. Jana w Warszawie i oczekiwał nadejścia króla. Procesja weszła wejściem głównym, natomiast monarcha wraz ze świtą z boku kościoła, tak jak przewidział Piekarski. Szczęście jednak, przeplatało mu się z pechem, który nie opuszczał go już od lat. By do zamachu mogło dojść Piekarski potrzebował możliwości, miejsca, przestrzeni, która powstała w skutek zatrzymania procesji, przez królewicza Władysława, gdyż akurat tego dnia, do drzwi katedry dominikanie przybili ogłoszenia, żywo interesujące księcia. Król wraz z towarzyszącymi mu biskupami postępował do przodu. Także nuncjusz apostolski, który powinien przywitać króla, tego dnia rozchorował się, i w miejscu gdzie zwyczajowo witał króla doszło do nieszczęsnego zdarzenia. Pech jednak chciał, iż król za późno zaczął zdejmować czapkę marmurkową, która przyjęła pierwszy cios Piekarskiego. Na tym jeszcze nie koniec, ponieważ uderzenie było tak silne, iż czekan, którym zamachu dokonał Piekarski uszkodził się, następnie zaplątał w płaszcz arcybiskupa Próchnickiego, więc drugi i prawdopodobnie trzeci cios został zadany, leżącemu już królowi, drzewcem. Pierwszy cios okazał się nieskuteczny również dlatego, iż król odwrócił głowę w stronę biskupa Wężyka, przez co cios z czapki zjechał, przez kark, na obojczyk, dalsze ciosy wylądowały na policzku królewskim, powodując niegroźne zadrapania. Piekarski, w lekkich przejawach racjonalności, sięgnął po szablę, jednak wytrącił mu ją, laską marszałkowską Łukasz Opaliński, w obronie króla stanął także biskup Wężyk. Zamachowca pochwycił nieznany z imienia mnich, karmelita. Następnie królewicz Władysław ciął Piekarskiego w czoło, odcinając mu płat skóry (przechowywany do dziś). Piekarskiemu udało się jednak zbiec na kolanach między zdezorientowanym tłumem. A nie był to mały tłum, gdyż ponad 30 minut wchodził do kościoła. Dodatkowo źle odczytano komunikat włoskich chórzystów, którzy krzyknęli traditore! (zdrajca), co zrozumiano jako Tatarzy (a obawiano się wówczas wojsk tureckich pod Warszawą). Pojmania zamachowca dokonał ponownie ów karmelita, lecz tym razem dostąpili do niego hajducy królewscy i część szlachty, okazując gniew na Piekarskim, w którego obronie stanął marszałek Opaliński. Pochwyconego zamachowca odprowadzono do więzienia – w piwnicach zamku królewskiego.
by KubuŚ